Limeryk #634
Nie boisz się zranić,
w przemoczonym ubraniu
szukasz coraz większych kałuż.
Żyjesz na maksa i już.
Ograniczyć nie dasz się za nic!
Limeryk #634
Nie boisz się zranić,
w przemoczonym ubraniu
szukasz coraz większych kałuż.
Żyjesz na maksa i już.
Ograniczyć nie dasz się za nic!
Limeryk #633
Wyrwał się jak filip z konopi
i wskoczył w mój brudnopis
nowy pomysł.
W nim my, zawsze my.
Wtedy deszcz kropił.
Seniorzy i seniorki
dziś chrupią faworki,
ja niby przypadkiem
upiekłam karpatkę.
Nie czuć w niej amatorki!
Do zobaczenia, na razie! -
wołają kotki, czyli bazie.
Przebiśnieg zazdrosny
o te pupilki wiosny
tkwi w swojej białej oazie.
Próbując znaleźć life balance
mopa popędzam, jajecznicę przypalam,
bo już czeka życie do przeżycia:
w piasku koparki na gąsienicach.
Radosne dziecko - osobisty awans.
U nas wspaniały progres u rozgadanej Ajki, powoli przestaje mówić o sobie w trzeciej osobie. Ucieszyłam się, gdy usłyszałam: - Znalazłam myszkę! Cieszy nawet nazywanie trudnych emocji: "Boję się" czy "Boli mnie". A jej postrzeganie i opisywanie rzeczywistości jest wprost zdumiewające.
(Scenka, Aja rozmawia z myszką)
- Nie patrz w gwiazdy.
- Patrzę, nie słucham.
Porywiste wiatry w literaturze
zawsze sprzyjały szalonej naturze.
Żywiołowości nie trzymasz w ryzach,
ledwo z wargi zeszła Ci opuchlizna,
a już z Lufką szukasz skarbu wróżek.
Mleko lej, mieszaj, pracuj,
zaraz będzie tłusty racuch.
Mąka, jogurt, soda,
jeszcze jabłek dodaj.
Rodzynka czuje się tu jak w pałacu.
- Dziś idziemy na dwól?
- Nie wiem, strasznie wieje.
- Powietrze jest doble?
- Masz rację, ale może być niebezpiecznie.
- Zostaniemy w domu i będziemy się bawić klockami?
(Poszłyśmy, jasna sprawa! Kto odrzuciłby możliwość przemoczenia skarpetek do suchej nitki 😅)
Do wulkanu tarki
wkładasz czerwone talarki.
Z dziurek idzie niemrawa
buraczkowa lawa.
Oto wyobraźnia bajarki.
Rozmowy o życiu:
- Potrzebny nam taton?
- Tak.
- Do czytania bajek?
- A ja?
- Do zupy.
- Hmm, a Ty?
- Do zabawy!
😄
Na smutki w Walentynki
nie pomogą rodzynki.
Próbuję znaleźć chillout
w szumie aut
i zmiennych nastrojach naszej rodzinki.
(Przy szykowaniu pizzy)
- To się upiecze i będzie ciągnące. I zdlowe! Będzie to doble? Gaja ma lęce mokle. Tutaj dodatki poukładane są: kolniszonki, oliwki, żółta paplyka.
(Do Miko przekraczającego próg domu)
- Tata, czujesz to? To zapiekanka!
Jestem Twoją pierwszą nauczycielką,
więc naśladujesz mnie jak lusterko.
- Zobacz, co jest przed nami.
- Mimi, masz księżyc nad uszami -
wołasz i zabawiasz myszkę piosenką.
Z wdziękiem sarnim
odprowadził nas do piekarni
księżyc i z góry patrzy
na przyjacielski teatrzyk -
Aja Lufkę piaskiem karmi.
Limeryk #623
Najpierw myślę, potem działam,
nieraz wyjdzie z tego niezła kabała.
Lecz spokój z domieszką łagodności
to niewątpliwie waluta przyszłości.
Dziś myślę o jedni emocji, idei i ciała.
Aja pokruszyła rogalika na podłogę w kuchni i wyjmuje szufelkę oraz zmiotkę z szafki. Rozmyśliła się, chowa. Przejmuję sprzęt i ja sprzątam. Aja kibicuje i macha mi ze swojej ambonki. Kończę i słyszę:
- Dziękuję, Mamo, za zamiatanie logala!
Och, tak to ja mogę cały czas 😄!
Limeryk #622
W lodówce nudy na pudy,
wiem, zróbmy czekoladowy budyń!
Oglądając Peppę pytasz: - co się wydazy?
Nazywam to dniem bez skazy...
(przemilczę w owsiance czarne grudy).
Limeryk #621
Do ręki biorę właśnie
arabskie baśnie
o zaczarowanym owocu granatu
i papudze, której dziób to atut.
Dziś szybko zaśniesz.
Wstrzymując się od zachowania ocen,
muszę przyznać, że żyjesz na sto procent.
Zachwycona obiadem mówisz: - Ale doble!
A Twoja fascynacja wulkanem grozi Noblem.
Zbierzesz swojej przebojowości obfite owoce.
Przysypiałam, gdy Dionizos
dał mi pstryczka w nos.
Dobrzy rodzice
umieją cieszyć się życiem
i czasem zarywają noc.
Miej dobrą świata wizję,
make life easier*,
mów do siebie z czułością,
wybaczaj sobie nie raz, a sto
razy, nie chowaj urazy tylko czcij Dionizje!
Domek Baby Jagi, czyż to nie legendarne ciasto? Znacie je z dzieciństwa, kontynuujecie tradycję? 😉
*czyń życie prostszym.
Biała orchidea
Ona jest niezwykłą rośliną. Jak ciepła dłoń,
jak pocałunek na zapłakanych policzkach.
Choć budzi dystans orientalną urodą swą,
to czujna strażniczka domowego ogniska.
Ona jest niezwykłą rośliną. Popularną
bywalczynią parapetówek i imienin.
Rozkwita, gdy nucę aż od melodii gwarno.
Muskana przez Jutrzenkę jak kwarc się rumieni.
Jej karnawałowa maska kwiatu lotosu
opada nocą. Chce przyjąć nieład moich trosk.
Chce spod welonu muślinowych białych włosów
wydobyć niczym boska Łada swój ciepły głos.
I kto, choć raz nie wyrzekł w nocną godzinę złą,
że jest w siódmym niebie i nic mu nie doskwiera,
ten nie doceni, że rajem jest zwyczajny dom,
gdzie na parapecie śpi biała orchidea.
Napisałam ten wiersz rok temu na II Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Wandy Dobaczewskiej. Nikt się do mnie z gratulacjami nie odezwał. Storczyk przekwitł i o wierszu zapomniałam. Dziś odważyłam się, by go odkopać z czeluści mojego laptopa. I muszę przyznać, że mi się podoba.
Jego bohaterem jest orchidea, którą dostałam od Kasi po przeprowadzce do Bydgoszczy. Utwór jest analogią do wiersza "Biały storczyk" patronki konkursu. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii co do mojego wiersza i oryginału. Chciałam oddać hołd subtelnej twórczości pisanej na rodzimych ziemiach moich dziadków od strony mamy. I obecność panteonu bogów słowiańskich jest takim wspaniałym kontrastem dla dobrze nam znanych bóstw greckich czy rzymskich.
Jak sądzicie, czy warto startować w konkursach, kiedy zalicza się porażkę za porażką? Nie żebym miała coś do porażek, one nauczyły mnie najwięcej! Dobrej nocy, moi Mili.
PS Link do tomiku "Na chwałę słońca" Wandy Dobaczewskiej ("Biały storczyk" na stronie 69: https://kpbc.umk.pl/dlibra/publication/244875/edition/241626?language=pl